Spotkały się, a właściwie wpadły na siebie z impetem, w czwartkowe popołudnie 26 kwietnia 2016 r., obie miały przy sobie fotografię tego samego mężczyzny w średnim wieku. Dwa identyczne zdjęcia; na każdym z nich Bronisław Schmidt – Sybirak. „Skąd ma Pani zdjęcie mojego ojca?!” – zapytała młodsza. „Dał mi je na Syberii 65 lat temu!” – odpowiedziała starsza z kobiet. „Znamy się tyle lat, a Pani mówi mi o tym dopiero teraz?!”

Wokół gwar, trwa właśnie spotkanie Sybiraków – swobodne rozmowy przy kawie po oficjalnym zebraniu, a one milkną przejęte zdziwieniem. Właśnie historia zatoczyła koło.

Genowefa, córka Jana

Ma 74 lata, włosy w odcieniu siwego blondu, pogodną twarz i takie ciepło w oczach, że można ogrzać własne smutki w jej spojrzeniu. W 1950 r., kiedy miała osiem lat, wywieziono ich z Trzciańca (powiat Mościska) na Syberię – za kułactwo. Trafili tam całą rodziną: rodzice, Genia z siostrą i babcia – staruszka. Ojciec uporczywie odmawiał wstąpienia do kołchozu, tacy jak on byli reakcyjnymi wrogami panującego ustroju.

„Pani Jagodo, mam przy sobie zdjęcie nieznanego polskiego zesłańca, które przywiozłam z Syberii do Polski ponad 60 lat temu. Proszę o tej historii napisać, proszę napisać o tym człowieku! Obiecałam mu pamięć!” – zachęca mnie z nutą goryczy w głosie pani Genowefa.

Dzieciństwo na zesłaniu w Krasnojarskim Kraju jest dla niej rozdzierającym serce wspomnieniem. Lata tułaczki i głodu… Pamięta tamtego wychudzonego polskiego zesłańca niedaleko chakaskiego sowchozu i jego zaskakującą prośbę: „Zabierz dziewczynko tę fotografię, nie wiem, czy dane mi będzie wrócić do Polski. Zabierz przynajmniej moje zdjęcie…”.

Był upalny lipcowy dzień 1951 r., rodzice od rana ciężko pracowali: mama w ogrodzonym drutami sadzie, a ojciec w sowchozie. Za sowchozem była budowa, na której pracowali więźniowie pilnowani przez uzbrojonych żołnierzy. Jeden z więźniów cichutko podszedł do ogrodzenia, myślała że poprosi ją o chleb. Nie miała chleba, a on poprosił – z udręką w oczach – by przyszła w to samo miejsce na drugi dzień, o tej samej porze. Dziwna prośba, ale odważyła się ją spełnić. Wtedy dał jej swoje zdjęcie. „Zabierz dziewczynko tę fotografię, nie wiem, czy dane mi będzie wrócić do Polski. Zabierz przynajmniej moje zdjęcie…”.

Jak potoczyło się jego życie, czy miał tyle szczęścia, co jej bliscy i wrócił do kraju? Zastanawiała się nad jego losem przez bez mała 60 lat… Wiedziała tylko, że nazywał się Bronisław Schmidt. Zostawił jej na odwrocie fotografii dedykację: „Na Pamiątkę Małej Geni – Schmidt Bronisław R/1951/7/8 Proszę zachować”.

Tosia, córka Bronisława

Urodziła się w Czernogorsku. Jej ojciec po II wojnie światowej, pracownik Korpusu Ochrony Pogranicza, został aresztowany w 1946 r. i na mocy wyroku z art. 54-10 „a” Kodeksu Karnego Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej skazany na pobyt w specjalnym obozie pracy na Syberii w rejonie Czernogorska. Jako więzień pracował m.in. przy budowie; tak jak ojciec Genowefy był ofiarą totalitarnej ideologii, w której pojedyncze ludzkie życie było epizodem. Postanowił, że – jak Opatrzność pozwoli – zostawi po sobie przynajmniej zdjęcie, kruchy ślad jego życia na dalekiej Syberii. Myślał o śmierci, ale zamiast niej przyszła… miłość i nowe życie!

Miał 45 lat, kiedy w Czernogorsku urodziła mu się córka Antonina, nazywana Tosią. Jej matką była Eugenia Brendler – więźniarka polityczna również deportowana na Syberię. Mężem Eugenii i ojcem Tosi był Bronisław Schmidt (1907–1982).

Fotografia ojca – ta z Czernogorska – którą przywiózł ze sobą z zesłania, jest dla Antoniny jak relikwia, jak młodszy braciszek, który zmarł na Syberii, ale przecież żyje w jej pamięci! Tosia – córka zesłańców, to delikatna kobieta o młodzieńczej duszy. Ma teraz 64 lata.

Dwie historie – jedno zdjęcie

Od lat 90. Antonina przychodzi na spotkania lokalnego Oddziału Związku Sybiraków w Bielsku-Białej. Przeczytała prawie wszystkie książki na temat deportacji, nie pamięta chakaskiego sowchozu, ale odtwarza w pamięci dramatyczne wspomnienia rodziców. Jej ojciec nie żyje od 34 lat. Genowefa – Sybiraczka o pogodnym spojrzeniu, to jej koleżanka. Bywało, że siedziały nawet obok siebie na zebraniach Sybiraków. Tylko tyle; nie miały pojęcia o wspólnej przeszłości. Genia była tą dziewczynką, która przywiozła do Polski zdjęcie jej ojca. Rodziny mieszkały po powrocie do kraju w tym samym mieście, może nawet Bronisław mijał Genię na jednej z ulic ich nowego życia… Ona nie kryje zdumienia, że córką Bronisława Schmidta jest właśnie Antonina!

Nie ma przypadków, Bronisław Schmidt po 65 latach upomniał się o swoje zdjęcie! Pisał przecież w jednej ze swoich pieśni starożytny poeta Horacy „Non omnis moriar” – nie wszystek umrę…

Szanowni Sybiracy! Każde Wasze wspomnienie otwiera szerzej okno historii i kształtuje pamięć następnych pokoleń.

Pamiątkowe zdjęcia

Pamiątkowe zdjęcia, z lewej fotografia Bronisława Schmidta wręczona na Syberii

Antonina Schmidt i Genowefa Kucharczyk z redaktorem Stanisławem Gackiem

Antonina Schmidt (pierwsza z lewej) i Genowefa Kucharczyk (z domu Żak) z redaktorem Kroniki Beskidzkiej Stanisławem Gackiem, foto. jap

Antonia Schmidt (z lewej) z Genowefą Kucharczyk

Antonia Schmidt (z lewej) z Genowefą Kucharczyk (z domu Żak), 2016 r., foto. jap

Oprac.: Jagoda Podolak

Click to listen highlighted text!