W Muzeum Niepodległości w Warszawie, dla upamiętnienia kolejnych rocznic zesłań Polaków na Syberię, z inicjatywy Oddziału Warszawskiego Związku Sybiraków odbyły się 3 spotkania zesłańców syberyjskich i mieszkańców Warszawy.

Luty 1940 r. zapisał się trwale w historii naszego narodu pierwszą deportacją Polaków z Kresów Wschodnich na Syberię. Obchodzimy jej rocznicę, a także rocznice kolejnych deportacji, począwszy od 1989 r., po reaktywowaniu Związku Sybiraków.

Dzięki naszym staraniom, aby ocalić pamięć o tamtych tragicznych wydarzeniach i setkach tysięcy naszych rodaków, którzy stali się niewinnymi ofiarami komunistycznej przemocy, Warszawskiemu Oddziałowi Związku Sybiraków udało zainteresować tym tematem młodzież szkolną. Z myślą o pogłębieniu edukacji historycznej młodzieży organizujemy w szkołach spotkania młodzieży z Sybirakami – autentycznymi uczestnikami deportacji.

Dzięki inicjatywie Przewodniczącego Komisji Multimedialnej pana Henryka Okulewicza oraz członków komisji pani Zofii Wężyk-Machowskiej i pana Mieczysława Pogodzińskiego w 2008 r. Oddział Warszawski Związku Sybiraków sięgnął po nowoczesną formę edukacyjną, tj. opracowanie filmów z wykorzystaniem archiwalnych materiałów dokumentalnych na DVD. Dzięki dokonaniom pana Henryka Okulewicza, przy wydatnej pomocy Klubu Wojsk Lądowych WP, powstały 2 filmy: „Losy Zesłańców Sybiru” oraz „Udział Żołnierzy Sybiraków na frontach II wojny światowej”.

 

Spotkanie w dniu 9 lutego

Całość spotkania z ramienia muzeum prowadziła pani Regina Madej-Janiszek, która po powitaniu zebranych wygłosiła słowo wprowadzające, nawiązując do wcześniejszych kontaktów pani Zofii Wężyk-Machowskiej, autorki książki „Retrospekcja”, z warszawskim Muzeum Niepodległości. Przypomniała wystawę „Gruzini w Polsce”, na której eksponowane były fotografie rodziny Godlewskich z Tbilisi, jej ciotecznego brata Antoniego Szczęsnego Godlewskiego, ps. „Antek Rozpylacz” – bohatera powstania warszawskiego oraz jej rodzonego brata Bogusława Wężyka (za działalność konspiracyjną został skazany przez Sąd Najwyższy ZSRR na karę śmierci, wykonaną w Mińsku 17 lutego 1941 r. – przyp. Z.M.). W Pawilonie X Cytadeli znajdują się pamiątki po nim i jego narzeczonej Joannie Stankiewicz-Januszczak.

Fot. Marek Machowski

Przed omówieniem swoich syberyjskich losów oraz historii powstania książki „Retrospekcja”, pani Zofia Wężyk-Machowska krótko scharakteryzowała film „Losy Zesłańców Sybiru”, zaznaczając, iż jest to część dwupłytowego albumu edukacyjnego „Martyrologia Polaków Zesłanych na Syberię”. Drugi z tych filmów poświęcony jest Żołnierzom Sybirakom, którzy walczyli na wielu frontach II wojny światowej. Podkreśliła, iż filmy powstały wspólnym, bezinteresownym wysiłkiem zespołu osób.

Wskazała obecnego na sali pana Henryka Okulewicza – inicjatora, twórcę i reżysera filmów ze strony Sybiraków, oraz wymieniła autorów narracji: panią Zofię Wężyk-Machowską i pana Mieczysława Pogodzińskiego.

Następnie poinformowała zebranych o tym, że album został wydany w 2011 r. przez Zarząd Główny i Oddział Warszawski Związku Sybiraków i że jego zadaniem jest przedstawienie młodzieży polskiej rozdziału naszej historii, który był dotąd zupełnie nieznany. Jest to zarazem hołd złożony naszym rodakom, którzy cierpieli i ginęli z dala od Ojczyzny z niespełnionym marzeniem powrotu na ojczystą ziemię.

Film jest opowieścią o Polakach, którzy zamieszkiwali Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej, a po zagarnięciu tych ziem 17 września 1939 r. przez Związek Sowiecki byli skazywani na masowe deportacje na Syberię i do Kazachstanu. Taki los spotkał setki tysięcy naszych rodaków. „Jestem jedną z nich” – powiedziała autorka i rozpoczęła opowieść o własnej historii:

„Represje stalinowskie dotknęły całą naszą rodzinę. W kwietniu 1940 r. brat mojej mamy kapitan Wojska Polskiego Władysław Witold Godlewski, więziony w Starobielsku, zginął w Charkowie od kuli w tył głowy. Miesiąc później NKWD aresztowało mojego 19-letniego brata Bogusława – ucznia Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Rok później, 20 czerwca 1941 r., nieszczęście dosięgło także moich rodziców i mnie.

Mieszkaliśmy w mieście Baranowicze (d. woj. nowogródzkie, ob. Białoruś). Miałam wtedy 12 lat, byłam uczennicą V klasy szkoły powszechnej.

W środku nocy obudziło nas ujadanie psów, alarmujące dzwonki i łomotanie do drzwi wejściowych. Funkcjonariusze NKWD weszli do mieszkania i przystąpili do rewizji. Aresztowano mojego ojca, a po wyprowadzeniu go pod konwojem odczytano mamie „wyrok” skazujący ją wraz ze mną na „przesiedlenie w głąb Związku Radzieckiego na okres 20 lat”. Potem w karkołomnym pośpiechu odbywało się pakowanie rzeczy, załadunek na ciężarówkę i przejazd na stację kolejową, gdzie stał długi skład wagonów towarowych. Prawie wszystkie były już zapełnione kobietami z dziećmi i starymi ludźmi, na peronie czekali jeszcze następni pasażerowie tego osobliwego pociągu. Rozlegały się rozpaczliwe krzyki i płacz.

Nie wiedzieliśmy, dokąd nas wiozą. Nasz transport przetrzymywano na stacjach, żeby przepuszczać pociągi z wojskiem i sprzętem bojowym jadące na zachód. W Orszy przez zakratowane okienko wagonu ktoś podał nam gazetę i tak dowiedzieliśmy się, że jest wojna niemiecko-sowiecka.

Jechaliśmy przez 3 tygodnie. Chłopak w naszym wagonie miał kompas, który wskazywał kierunek wschód. Było to pocieszające, że nie na daleką północ ani do Kazachstanu.

Nasze warunki podróży i późniejszego bytowania okazały się o wiele lepsze niż Polaków z 2 poprzednich deportacji. Na stacjach postojowych 2 osoby delegowane z wagonu przynosiły wiadro zupy i jakąś kaszę. Codziennie dawano wodę do picia. W Nowosybirsku na długim nocnym postoju umożliwiono wszystkim skorzystanie z pobliskiej łaźni, co było prawdziwym dobrodziejstwem. Nie tylko można było zmyć z siebie dwutygodniowy brud, ale też wyprostować się i rozruszać mięśnie zastygłe od leżenia lub siedzenia na wagonowych pryczach.

Dowieziono nas do Krasnojarskiego Kraju nad rzeką Jenisej, jest to obszar czterokrotnie większy od Polski, w obrębie którego występują aż 4 strefy klimatyczne. Transport rozładowano na stacji Aczyńsk, gdzie przez 3 dni koczowaliśmy na gołej podłodze w wielkich, pustych spichlerzach usytuowanych w pobliżu torów kolejowych. Potem czekała nas istna droga przez mękę: trzydobowa przeprawa kilkunastu rodzin przez tajgę, po wyboistej, błotnistej drodze, wśród chmar meszek i komarów kąsających do krwi ludzi i konie. Noclegi przy ognisku.

Miejscem przeznaczenia okazała się wieś o nazwie Ammała, kołchoz „Testament Lenina” w rejonie szadryńskim. Zakwaterowano mamę i mnie wraz z kilkoma rodzinami w jednoizbowej chacie, w której roiło się od pluskiew, karaluchów i prusaków. Po fatalnej nocy z powodu dokuczliwych insektów, o świcie obudził nas brygadier. Zaglądał przez okno i stukał rękojeścią bata, wołając: „Wstawajcie do roboty!!!”. Do dziś pamiętam ten obrazek: koński łeb tuż nade mną (spałam na podłodze pod oknem) i groźna twarz wąsatego mężczyzny.

Moja mama dojechała do kołchozu w tak złym stanie zdrowia, że początkowo zupełnie nie nadawała się do pracy. Ja, tak jak inne dzieci, wyruszyłam w pole.

Pierwsza praca polegała na wycinaniu krzaczków ostu, które zagłuszały zboże. Schyleni w pół, małym ostrym nożykiem ścinaliśmy tuż przy ziemi kłujące niemiłosiernie krzaczki ostu. Po dniu ciężkiej pracy z dumą wręczyłam mamie 400 g chleba jako zapłatę. Chleb był ciężki i mokry jak glina, zawierał ostre łuski owsa i jęczmienia, ale popijany mlekiem kupionym w zamian za rzeczy od kołchoźników częściowo zaspokajał uczucie głodu.

Kolejną pracą na kołchozowym polu były sianokosy. Wielkimi drewnianymi grabiami trzeba było zbierać wyschniętą trawę w kopczyki, a potem ładować widłami na wozy.

Następnie razem z mamą rąbałyśmy w tajdze brzozowe klocki do traktorów.

Najcięższym zadaniem było dla nas przygotowanie 3 wielkich spichlerzy pod zwózkę nowych plonów. Bieliłam ściany i myłam drewniane podłogi. Wodę z rzeczki nosiłam w 2 wiadrach na specjalnych nosidłach. Cała ta praca przeciążyła moje serce i kręgosłup, co miało skutki nieodwracalne.

We wrześniu 1941 r. niespodziewanie dzięki amnestii oddano nam polskie paszporty, odzyskaliśmy względną wolność.

Wiosną opuściłyśmy kołchoz i zamieszkałyśmy w rejonowym mieście Kozulka. To był już inny świat! Stacja kolejowa, urzędy, szpital, sklepy (aczkolwiek z pustymi półkami). Naszą sytuację uratowała wydatna pomoc z Ameryki i otwarcie polskiej stołówki.

Po zerwaniu przez Stalina stosunków dyplomatycznych z polskim rządem na emigracji, paszporty nam odebrano. Szczęściem w nieszczęściu okazał się utworzony w Moskwie Związek Patriotów Polskich. Chronił nas i wspomagał, a ostatecznie zorganizował powrót do ojczyzny.

Co było najtrudniejsze na Syberii? Głód, mróz, praca ponad siły, rozłąka z najbliższymi i ojczyzną, strach i niepewność jutra.

Należy podkreślić, że miejscowa ludność była dla nas przychylna. Jednocześnie zazdroszczono: »wyście przynajmniej pożyli po ludzku i macie nadzieję, że stąd wyjedziecie, a my…«.

Moja mama i ja trzykrotnie doznałyśmy od Rosjan pomocy, a nawet ratunku.

W Baranowiczach, podczas procedury zesłania oficer NKWD wydał funkcjonariuszom rozkaz spakowania rzeczy, ponieważ moja mama po aresztowaniu męża siedziała jak skamieniała. Dzięki dużej ilości zabranych rzeczy można było je sprzedawać i utrzymać się przy życiu.

W Kozulce – dyrektorka szpitala pomimo braku podstaw hospitalizowała mamę, ratując ją bezinteresownie przed dalszym zesłaniem pod Archangielsk do pracy przy spławie drewna. Mama by nie przeżyła, a ja trafiłabym do Domu Dziecka.

Gdy po kołchozowej harówce ponad siły zachorowałam na serce, prof. dr med. Mancerow przyjął nas w swoim prywatnym mieszkaniu w Krasnojarsku, zbadał, postawił diagnozę, zapisał leki. Od żony polskiego lekarza nie przyjął honorarium, życzył zdrowia, powrotu do Polski i spotkania z ojcem.

Te 2 ostatnie przypadki dowiodły solidarności lekarzy. Solidarności bez granic.

Na wygnaniu byłyśmy prawie 5 lat. Do Polski wróciłyśmy w lutym 1946 r. W Gdańsku, po pięcioletniej rozłące nastąpiło spotkanie z moim ojcem.

Dzięki wkroczeniu wkrótce Niemców do Baranowicz ocalał on i inni więźniowie przed deportacją. W 1944 r. przedostał się do Warszawy i brał udział w Powstaniu Warszawskim jako lekarz oficer AK. Tylko los mojego brata nadal był niewyjaśniony.

Od dnia przyjazdu do Gdańska rozpoczęłam normalne życie. Musiałam nadrobić stracony na zesłaniu czas. W systemie zwanym semestralnym (program 2 klas przerabiało się w ciągu 1 roku szkolnego) ukończyłam gimnazjum i liceum matematyczno-fizyczne. Następnie odbyłam studia prawnicze, aplikację arbitrażową i pracowałam jako radca prawny.

Będąc już na emeryturze, zajęłam się pisarstwem. Na Syberii, mimo ogromnych trudności ze zdobyciem papieru, prowadziłam dość szczegółowy pamiętnik. Stał się on podstawą do napisania książki, w której opisałam nasz zesłańczy los i życie po powrocie z Syberii. Jeden z rozdziałów poświęciłam moim korzeniom polsko-gruzińskim, o których mama, urodzona i wychowana w stolicy Gruzji, wiele mi opowiadała w długie, zimowe wieczory syberyjskie.

Książka pod tytułem »Retrospekcja. Z Baranowicz przez Syberię do Gdańska« ukazała się w 2010 r. nakładem wydawnictwa ASKON Sp. z o.o. w Warszawie.

W ubiegłym roku odwiedziłam wraz z synem rodzinne miasto Baranowicze.

Naszego domu już nie było, ale okazało się, że w tamtejszym Muzeum Krajoznawczym przechowują cenne pamiątki po moim ojcu znalezione na strychu przed rozbiórką domu. Są to ważne dokumenty oraz Srebrny Krzyż Zasługi nadany mojemu ojcu mjr. dr. Andrzejowi Wężykowi, założycielowi Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża w Baranowiczach. Było to nadzwyczaj wzruszające przeżycie.

Pojechaliśmy również do Mińska, gdzie osądzono mojego Brata i wykonano na nim wyrok śmierci. Miejsce pochówku jest nieznane, ale w uroczysku Kuropaty, gdzie zamiast cmentarza ofiar stalinizmu są tylko doły śmierci, stoi symboliczny krzyż z tabliczką Bogusława Wężyka. Zawieźliśmy Mu ziemię, kwiaty i znicze z Warszawy.

Mieszkający w Mińsku Polacy troszczą się o ten symboliczny grób, za co jestem im głęboko wdzięczna”.

Kończąc, autorka podziękowała zebranym za uwagę i zaprosiła do obejrzenia filmu.

Na ekranie rozpoczęła się projekcja i przed oczami skupionych widzów przesuwały się obrazy losów zesłańców Sybiru, uzupełniane głosem lektora czytającego narrację.

Po zakończeniu projekcji filmu zapanowała chwila ciszy, po której głos zabrał pan Henryk Okulewicz. Przedstawił w skrócie historię powstawania filmów i albumu oraz przybliżył słuchaczom ideę szerzenia wiedzy o deportacjach przy pomocy multimedialnych środków przekazu. Podkreślił znaczenie albumu dla celów edukacyjnych, przytaczając opinię Mazowieckiego Kuratora Oświaty, który docenił wartość tego przedsięwzięcia i udzielił mu honorowego patronatu. Kurator zalecił wykorzystywanie albumu jako materiału edukacyjnego w szkołach ponadpodstawowych na lekcjach języka polskiego, historii, nauki o społeczeństwie oraz zajęciach z wychowawcą. Treść opinii Mazowieckiego Kuratora Oświaty pana Karola Semika zamieszczona jest na okładce albumu.

Kolejno zabrał głos pan Mieczysław Pogodziński z Oddziału Warszawskiego Związku Sybiraków, informując zebranych o następnych spotkaniach o tematyce zesłań Polaków na Sybir, przewidzianych w dniach 12 kwietnia i 14 czerwca br.

Na koniec spotkania pani Regina Madej-Janiszek podziękowała przybyłym uczestnikom i żegnając, zaprosiła do udziału w następnych spotkaniach sybirackich w Muzeum Niepodległości.

Oprac.: Zofia Wężyk-Machowska

 

Spotkanie w dniu 12 kwietnia

Pani Regina Madej-Janiszek w dniu 12 kwietnia 2012 r. o godz. 13.00 ponownie witała zgromadzonych na Sali gości przybyłych tym razem do Muzeum Niepodległości w celu obejrzenia filmu „Udział Żołnierzy Sybiraków na frontach II wojny światowej”, stanowiącego drugą część albumu „Martyrologia Polaków Zesłanych na Syberię”, prezentowanego poprzednio w dniu 9 lutego br.

Po przywitaniu przedstawiła pułkownika Wojska Polskiego Ryszarda Piotrowskiego – konsultanta filmu, scharakteryzowała jego sylwetkę i drogę życiową żołnierza Sybiraka, uczestnika marszu Polskiej Dywizji im. Tadeusza Kościuszki od Lenino do Berlina.

Fot. Henryk Okulewicz

Prelegent, przystępując do omówienia filmu, zaznaczył, iż jego zasadniczą treścią jest przedstawienie sytuacji, w jakiej znaleźli się Polacy deportowani i więzieni na terenie ZSRR po 17 września 1939 r.

Atak Niemców 22 czerwca 1941 r. był wielkim zaskoczeniem i szokiem dla sowieckich władców. Zostali okłamani i oszukani przez, jeszcze nie tak dawnego, przyjaciela Hitlera, któremu w terminie i skrzętnie dostarczali przez wiele miesięcy materiały strategiczne i żywność.

Armia Czerwona przegrywała wszystkie bitwy, co zmusiło Stalina do prowadzenia wojny wspólnie z zachodnimi imperialistami. Do tego jeszcze musiał wypuścić z więzień i obozów żołnierzy polskich i udzielić im amnestii. Z tej amnestii skorzystali Sybiracy.

Gen. Anders ewakuował z ZSRR 114 462 osoby, w tym 70 292 żołnierzy, którzy weszli w skład II Korpusu WP.

W dalszej części prelekcji Autor przedstawił swoją osobistą i rodzinną sytuację na zesłaniu.

„W tym okresie czasu jako zesłańcy pracowaliśmy razem z matką i siostrą w kołchozie, w północno-zachodnim Kazachstanie, w obwodzie aktiubińskim” – zaczął opowiadanie płk Piotrowski:

„Gdy dotarł do nas zwolniony z łagru ojciec, usiłowałem razem z nim dostać się do armii gen. Andersa, ale nie przyjęto do niej żadnego z nas. Ojca – bo po pobycie w łagrze nie był w stanie podołać trudom służby wojskowej, mnie – bo miałem niecałe 16 lat. W rewanżu za gotowość opuszczenia kołchozu dla służby w Wojsku Polskim musiałem m.in. pracować w kopalni węgla Kuroszosaj pod Aktiubińskiem.

W czerwcu 1943 r. Korpus gen. Andersa przeniesiono do Palestyny, a następnie do Egiptu, skąd wyruszył do Włoch, gdzie brał udział w bitwie o Monte Cassino. W czerwcu 1944 r. Korpus wkroczył do Ankony, a następnie w 1945 r. stoczył bitwę o Bolonię.

Żołnierze Sybiracy uzupełnili również braki w lotnictwie polskim w Anglii, oddziałach pancernych gen. Maczka i Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego.

Po ewakuacji wojsk gen. Andersa stosunki dyplomatyczne polsko-sowieckie bardzo się pogorszyły. W styczniu 1943 r. Ambasada Polska została poinformowana o anulowaniu przez rząd sowiecki decyzji przyznającej prawa obywateli polskich wszystkim osobom narodowości polskiej. Od tej pory byli oni uważani za obywateli sowieckich i zmuszani do przyjęcia obywatelstwa sowieckiego.

Za odmowę przyjęcia tego obywatelstwa Polacy byli wtrącani do więzień lub obozów pracy.

Wydawało się, że nie ma żadnego ratunku i że ta część Polonii, która pozostała na terenie ZSRR, jest skazana na pozostanie wbrew swojej woli obywatelami sowieckimi.

Po pewnym czasie radio i prasa sowiecka podały wiadomość, że w Moskwie powstał Związek Patriotów Polskich i że organizuje się Polska Dywizja im. Tadeusza Kościuszki. Na rozległych terenach ZSRR pozostała jeszcze wielotysięczna rzesza polskich zesłańców, którzy z różnych względów nie zdążyli do Armii gen. Andersa. Służba w polskiej dywizji była dla nich jedyną drogą powrotu do Polski.

Pierwsza dywizja po krótkim przeszkoleniu, w końcu września 1943 r. została skierowana na front pod Lenino. Niekwestionowaną zasługą dywizji było to, że przełamała obronę niemiecką, związała i wykrwawiła znaczne siły nieprzyjaciela.

W październiku 1943 r. zostałem powołany do formowanego przez gen. Zygmunta Berlinga I Korpusu WP. Służbę wojskową rozpocząłem w trzecim, a następnie w piątym pułku artylerii ciężkiej. W końcu grudnia 1943 r. zaczęto formowanie kolejnych dywizji korpusu, a następnie powstawały oddziały i związki 1. Armii WP.

Dywizja w ramach Armii WP stoczyła krwawe walki o wyzwolenie prawobrzeżnej Warszawy-Pragi oraz na przyczółku warecko-magnuszewskim. W walkach o Warszawę na przyczółku przy ul. Solec z 873 żołnierzy, którzy przeprawili się na lewy brzeg Wisły, zginęło 485. W styczniu 1945 r. dywizja uczestniczyła w walkach o wyzwolenie lewobrzeżnej Warszawy, zdobyła Bydgoszcz, przełamała Wał Pomorski i brała udział w zdobyciu Kołobrzegu. Ukoronowaniem walk 1. Armii WP, w której walczyli Sybiracy, był udział w szturmie Berlina i zdobycie stolicy Niemiec.

Po ustawieniu słupów granicznych nad Odrą jednostki Wojska Polskiego zamknęły szlak bojowy walkami na polach Brandenburgii, a po zakończeniu służby okupacyjnej w Niemczech powróciły do kraju.

Tak zakończył się udział żołnierzy zesłańców syberyjskich na frontach II wojny światowej. Na europejskich szlakach bojowych pozostało wiele mogił poległych żołnierzy Sybiraków, pamięć o których powinna na trwałe zapisać się w pamięci naszego narodu”.

Po prelekcji został wyświetlony film, po zakończeniu którego płk Piotrowski zaapelował do zebranych o uczczenie poległych żołnierzy Sybiraków minutą ciszy. Pani Regina Madej-Janiszek wyraziła płk. Ryszardowi Piotrowskiemu i słuchaczom podziękowanie.

Sala stopniowo pustoszała, światła pogaszono i tylko pozostało, chyba u większości słuchaczy, wrażenie uczestniczenia w niezwykłym wydarzeniu.

Oprac.: Ryszard Piotrowski

 

Spotkanie w dniu 14 czerwca

Losy polskich dzieci wyprowadzonych z ZSRR z Armią gen. Andersa do Iranu

Głównym punktem spotkania był film irańskiego reżysera pana Khrosova Sinaia, poświęcony Polakom, a w szczególności polskim dzieciom, które w 1942 r. trafiły do Iranu, a następnie do wielu innych krajów świata. Kopia filmu na płycie DVD została podarowana przez pana Sinaia Zarządowi Głównemu Związku Sybiraków w czasie jego pobytu w Polsce w 2008 r. Wprowadzenia do filmu dokonał pan Mieczysław Pogodziński, który kierując głównie swoje informacje do młodzieży, wyjaśniał, skąd i w jakich warunkach polskie dzieci znalazły się w Iranie, oraz ich dalsze losy aż do zakończenia wojny.

Fot. Leon Zujko

Poniżej skrót wystąpienia.

Po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny Kresów Wschodnich rozpoczęły się represje wobec Polaków zamieszkałych na tych terenach. W latach 1940–1941 dokonano 4 masowych wywózek Polaków na Sybir. W 1940 r. były to 3 wywózki: 10 lutego, 13 kwietnia i 20 czerwca oraz w 1941 r. w czerwcu. Wg oceny Zarządu Głównego Związku Sybiraków łącznie wywieziono w czasie wojny ok. 1,35 mln obywateli polskich.

Warunki transportu i pobytu Polaków na terenie ZSRR były bardzo uciążliwe. Podróż w wagonach do przewozu bydła trwała ok. miesiąca. Wiele dzieci nie zniosło tej podróży. Warunki pobytu Polaków w obozach, posiołkach, kopalniach i kołchozach były niezmiernie ciężkie. Głód, chłód oraz uciążliwa praca dziesiątkowały zesłańców.

Zmiana sytuacji Polaków na zesłaniu nastąpiła po napaści hitlerowskich Niemiec na ZSRR w dniu 22 czerwca 1941 r. i po podpisaniu układu w dniu 30 lipca pomiędzy rządem polskim na uchodźstwie a rządem sowieckim. Układ ze strony polskiej podpisał premier rządu gen. Władysław Sikorski, a ze strony ZSRR ambasador Iwan Majski. Układ przewidywał m.in. amnestię dla wszystkich zesłanych Polaków oraz utworzenie Armii Polskiej. Na dowódcę Armii Polskiej wyznaczono gen. Władysława Andersa. Miejsce formowania – okolica Buzułuku. Do Armii zaczęły napływać liczne rzesze Polaków z całego terytorium Związku Radzieckiego. Polacy przybywali całymi rodzinami. Odczuwano duże braki w zaopatrzeniu w artykuły żywnościowe, odzież i sprzęt wojskowy. Żołnierze dzielili się swymi racjami żywnościowymi z rodzinami. Zarówno żołnierze, jak i cywile odczuwali głód i niedożywienie. Liczne choroby jak tyfus, odra, czerwonka dziesiątkowały Polaków. Ustalono w gronie głównych aliantów, a mianowicie: Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, przemieszczenie Armii Polskiej do Iranu. Wraz z wojskiem przetransportowano ok. 45 tys. cywilów, w tym ok. 14 tys. dzieci do lat 14. Transport odbywał się z portu w Krasnowodzku, przez Morze Kaspijskie, do portu Pahlawi w Iranie. Z Pahlawi dzieci trafiały do Teheranu, Isfahanu, Ahwazu oraz innych miejscowości. W Teheranie i na jego obrzeżach, a także w innych miastach utworzono obozy dla Polaków, szkoły, szpitale i sierocińce dla dzieci.

W związku z występującymi trudnościami aprowizacyjnymi rozpoczęto, poprzez agendy rządu polskiego w Londynie, poszukiwanie możliwości umieszczenia dzieci polskich w innych krajach. Wielką pomoc w tym zakresie wykazał rząd brytyjski.

Dużą liczbę dzieci przetransportowano drogą morską do Indii, do portów Karaczi i Bombaju. Odbywały się także transporty drogą lądową przez Quettana leżące na pograniczu Iranu i Indii. Stałe osiedla dla uchodźców urządzono w Balachadi koło Jamnagaru oraz w Valivade w pobliżu Kolhapur. Wielkim sponsorem i przyjacielem dzieci polskich w Indiach okazał się maharadża Jam Saheb, któremu w dowód uznania poświęcono w Warszawie na Szczęśliwicach skwer imieniem Dobrego Maharadży.

Od 1942 r. duża liczba Polaków wraz z dziećmi przenosiła się z Iranu do Palestyny, która była mandatem Wielkiej Brytanii. W wielu miejscowościach przebywały i uczyły się polskie dzieci, m.in. w takich miastach jak: Jerozolima, Nazaret, Ain Arem, Boskit, Jenin, Rehowoth, Serafand. Liczne skupiska Polaków były w Libanie w pobliżu Bejrutu.

Do Libanu trafiła też pani Hanka Ordonówna Tyszkiewicz, która mimo postępującej choroby, włożyła wiele wysiłku w opiekę nad polskimi sierotami. Po wojnie pozostała w Libanie. Zmarła w 1950 r., pochowana w Bejrucie. W 1990 r. prochy jej przewieziono do Polski i pochowano na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Duża liczba polskich dzieci trafiła do krajów Afryki. Powstały polskie osiedla w: Kenii, Ugandzie, Tanganice (ob. Tanzania), Północnej Rodezji (dziś Zambia), Południowej Rodezji (dziś Zimbabwe) oraz na terenie dzisiejszej Republiki Południowej Afryki. Wszędzie zadbano o powstawanie szkół i domów opieki nad dziećmi. Do dziś można tam spotkać Polaków zamieszkałych na stałe na terenie Afryki, którzy przybyli tam jako dzieci w okresie II wojny światowej.

Liczna grupa dzieci trafiła w 1943 r. poprzez Bombaj, Australię, Nową Zelandię do Meksyku, gdzie utworzono kolonię polską w Santa Rosa. Z 1400 osób, które znalazły się w Meksyku, ok. 800 stanowiły dzieci, w tym 264 sieroty.

Do Nowej Zelandii wyjechało z Iranu 733 dzieci w wieku od 4 do 15 lat wraz z 103 osobami personelu nauczycielskiego i opiekuńczego. Dzieci zamieszkały w pobliżu stolicy Nowej Zelandii Wellington, w miejscowości Pahiatua, gdzie urządzono sierociniec oraz szkoły polskie. Ogromna większość dzieci pozostała tam na stałe.

Losy dzieci polskich rozproszonych po całym świecie, w szczególności tych, które przebywały w Iranie, prezentuje film, który zapowiedziano wyżej.

Po filmie głos zabrało kilka uczestniczek spotkania, które w 1942 r. osobiście przebyły drogę z Krasnowodzka do Pahlawi i doświadczyły losów dzieci pokazanych przez reżysera filmu.

Na zakończenie spotkania zabrał głos Prezes Zarządu Warszawskiego Związku Sybiraków pan Henryk Majewski, który podziękował organizatorom za przygotowanie spotkania, uczestnikom spotkania za przybycie i podzielił się swoimi wrażeniami z niedawnej podróży polskiej delegacji Sybiraków i innych kombatantów do Uzbekistanu, do miejsc, gdzie organizowała się Armia Polska w 1941`r. i gdzie do chwili obecnej są liczne znaki pamięci, w tym 18 polskich cmentarzy z grobami tych Polaków, którzy po przybyciu na miejsce formowania Armii zmarli z głodu, chorób i wycieńczenia.

Oprac.: Mieczysław Pogodziński

Henryk Majewski, Prezes Oddziału Warszawskiego Związku Sybiraków

 

 

 

Click to listen highlighted text!